Jedna z największych gwiazd TVN. Od początku istnienia stacji był reporterem i prowadzącym "Fakty". Od 2002 roku zmagał się z chorobą nowotworową. Zmarł 20 listopada 2004 roku.
W 1971 roku w Kielcach urodził się Marcin Pawłowski. Już jako uczeń próbował sił w dziennikarstwie, współtworzył szkolną gazetkę "Nota Bene". W wieku 19 lat rozpoczął współpracę z kieleckim "Echem dnia". Po studiach pracował w sportowej redakcji gazety "Nowy Świat", a później w Radiu Kolor. Potem nadszedł czas kariery telewizyjnej, którą zaczął w warszawskim oddziale Telewizji Polskiej, następnie prowadził w TVP1 "Filmidło".
W 1997 roku trafił do tworzącej się właśnie telewizji TVN. Jako reporter zajmował się tematami politycznymi, ale również i społecznymi. Jak nikt inny sprawdzał się m.in. podczas relacji z pielgrzymki do Polski papieża Jana Pawła II, a także podczas wielogodzinnej, nocnej relacji z amerykańskiego ataku na Irak. Był również prowadzącym główne i wieczorne wydania "Faktów". Ceniony był za styl, prowadzenia programu - spokojny i stonowany, ale jednocześnie luźny. Nie brak mu było zimnej krwi i umiejętności.
Od 2002 roku Marcin zmagał się z chorobą nowotworową. Z tego powodu przez blisko pół roku zniknął z ekranów. Niestety, walkę tę przegrał 20 listopada 2004 roku. Kilka dni później został pochowany na Powązkach. Pośmiertnie otrzymał tytuł Dziennikarza Roku w plebiscycie Grand Press.
Nie był wielki przez to, że gonił za sensacją i zbierał dziennikarskie nagrody - był wielki przez wszystko, co robił: doskonałe materiały, profesjonalne prowadzenie "Faktów" i godne znoszenie choroby, która go zabijała.
Marcin Pawłowski dawał nadzieję wszystkim, którzy zmagali lub zmagają się z chorobą nowotworową. Każdym dniem udowadniał, że nie wolno się poddawać, że to nie rak dyktuje warunki, ale On sam. Nie zniechęcał Go fakt, że lekarze dawali Mu 3 procent szans na przeżycie, nie przybijały Go opinie na temat "łysych głów", które u Alicji Resich-Modlińskiej wywoływały dysonans. On całym sobą udowadniał, że z chorobą można i trzeba żyć - roztaczał plany na przyszłość, myślał o swojej rodzinie i pracy. Żył przyszłością. Mało jest ludzi takich jak On. Bo któż potrafiłby kpić i żartować z tak poważnej choroby? Któż wbrew radom wszystkich przychodziłby do pracy i pracował tak ciężko?...
Marcin Pawłowski był człowiekiem odważnym i konsekwentnym. Nie bał się przyznać przed wszystkimi widzami, że jest chory. Otwarcie wyznał, że praca pomaga mu walczyć z chorobą. Pomagała Mu znosić ją psychicznie, choć fizycznie Go wykańczała. Konsekwentnie pokazywał, że jest profesjonalistą i że da radę poprowadzić kolejny program. Nawet wtedy, kiedy było z Nim już bardzo źle. Ale przecież "Fakty" startowały w nowej oprawie i nowym studiu. Kto jak nie On - od początku druga osoba po Tomaszu Lisie w programie - miałby zasiąść w dniu premiery w fotelu prowadzącego? Wszyscy myśleli, że po odejściu ze stacji Lisa, Marcin stanie się naturalnym jego następcą. On jednak trochę się tego obawiał, ale oczywiście radził sobie świetnie.
Rodzina, przyjaciele, koleżanki i koledzy z różnych redakcji, w których Marcin Pawłowski pracował, pamiętają Go jako pełnego ciepła i pozytywnej energii człowieka, podśpiewującego pod nosem piosenki Kabaretu Starszych Panów. Pamiętają Go też jako kogoś, kto umiał i lubił słuchać. Pewnie dlatego Jego dziennikarskie materiały zawsze - niezależnie od tematu - mogły znaleźć się na najwyższej półce. Widzowie "Faktów" zapamiętali Go z pewnością jako prowadzącego, który miał własny styl. Przed kamerą zawsze zachowywał się swobodnie i na luzie. Warto też, żebyśmy pamiętali Go jako człowieka pełnego nadziei i wiary w zwycięstwo. Potrzeba nam takich osób.
Do zobaczenia, Marcinie...