Przez dalsze aktywne korzystanie ze Strony tvnfakty.pl i Forum bez zmian ustawień w zakresie prywatności, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Autora Strony i Zaufanych Partnerów, w szczególności na potrzeby wyświetlania reklam dopasowanych do Twoich zainteresowań i preferencji, tworzenia statystyk odwiedzin Strony i zapisywania postów na forum oraz komentarzy pod artykułami. Pamiętaj, że wyrażenie zgody jest dobrowolne a wyrażoną zgodę możesz w każdej chwili cofnąć. Poprzez dalsze korzystanie ze Strony i Forum, bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki, wyrażasz zgodę na zapisywanie plików cookies i podobnych technologii w Twoim urządzeniu końcowym oraz na korzystanie z informacji w nich zapisanych. Ustawienia w zakresie cookie możesz zawsze zmienić. Informacje na temat Administratora Danych Osobowych, swoich praw oraz danych jakie zbiera Strona i Forum znajdziesz w "Polityce Prywatności".
Polityka Prywatności i Regulamin    Jak wyłączyć cookies?

AKCEPTUJĘ

ODZIAŁY LOKALNE
Kraków
Łódź
Warszawa
Poznań
Toruń
Wrocław
Szczecin
Katowice
Gdańsk
Białystok
PARTNERZY
Prawnik dla firm, konsumentów i osób fizycznych
Kompleksowa obsługa instalatorów
Praktyczne warsztaty dla instalatorów!
Sklep Montersi.pl
SONDA
Czy będziesz oglądał nowy program Hotel Paradise w TVN7?

Maciej Woroch

Maciej Woroch w rozmowie z serwisem tvnfakty.pl: Nie zostałem korespondentem wojennym, chociaż byłem na wojnie. Jedno wiem na pewno. Chciałem tam jechać. Zawsze chciałem to robić. Kiedy pierwszy raz wyjeżdżałem do Iraku w 1998 roku, gdy wojna wisiała na włosku, sam się zgłosiłem, sam załatwiłem wizę, sam zarezerwowałem bilet na samolot i sam poleciałem. Ten typ tak ma...

Często udzielasz wywiadów?

Rzadko udzielam wywiadów. Nie jestem gwiazdą telewizyjną. Jest to bardzo miłe (śmiech), ale nie mam wprawy w udzielaniu wywiadów. Nie jestem postacią do wywiadów, a raczej do pracy.

Pierwszy kontakt z mediami...

Na samym początku gdzie czegokolwiek zacząłem się uczyć, to była mała rozgłośnia "Radio Fan", gdzie przepracowałem 8 miesięcy i później zadzwonili do mnie z propozycją pracy w RMF FM.

W RMF FM jak długo pracowałeś?

Zawsze mam problem, kiedy mam się doliczyć. Długo. Na pewno od 1997 do 2000 roku.

Przeniosłeś się z Poznania do Warszawy, jak trafiłeś do TVN?

Do TVN trafiłem też przez telefon.

Co Tobie wtedy zaproponowali?

Zadzwonili i zapytali się czy nie chcę zobaczyć jak się pracuje w TVN. Dokładnie byłem ze znajomymi w Krakowie, robiliśmy akurat zakupy, zadzwoniła do mnie Ania Czerwińska.

Kiedy podjąłeś decyzję?

Po paru miesiącach. Początkowo pracowałem na dwa "etaty", ponieważ byłem dziennikarzem w BBC. Otrzymałem zgodę na to, aby jeździć do TVN. W BBC byłem porannym wydawcą i czytającym serwisy. Wsiadałem w taksówkę lub autobus i jechałem do TVN. W ten sposób zaczynałem dzień o 4.30 rano, kończyłem o 20:00, tak przez dwa miesiące.

Ile godzin dziennie przeważnie trwa Twój dyżur na Augustówka?

To zależy. Pracę rozpoczynamy o 9:00 rano, kiedy przyjeżdżamy, aby przejrzeć agencje. 9:30 jest Kolegium, a wydanie o 19:00, co znaczy, że o 19:30 idziemy do domu. Nie zawsze tak jednak jest. Mamy również popołudniowe dyżury. Pracujemy zawsze w dwie osoby dla zagranicy. Jedna osoba pracuje cały dzień robi "temat", druga dojeżdża trochę później i wtedy robimy tzw. "bloczek".

Bloczek?

Trzy czy cztery informacje potraktowane headline'owo.

Zostałeś korespondentem wojennym...

Nie zostałem korespondentem wojennym, chociaż byłem na wojnie. Jedno wiem na pewno. Chciałem tam jechać. Zawsze chciałem to robić. Kiedy pierwszy raz wyjeżdżałem do Iraku w 1998 roku, gdy wojna wisiała na włosku, sam się zgłosiłem, sam załatwiłem wizę, sam zarezerwowałem bilet na samolot i sam poleciałem. Ten typ tak ma...

Nie bałeś się?

Bałem się. Zawsze się boisz, kiedy jedziesz. To nie jest taki strach, który powoduje, że nie jedziesz. Boisz się inaczej.

A najbliższa rodzina?

Nie wiem jak rodzina, ponieważ siedziałem już wtedy w samolocie. Wiem, że moja babcia, która jeszcze wtedy żyła, strasznie płakała, kiedy zadzwoniła do mojej mamy. Jedno jest zrozumiałe, że najbliższa rodzina i znajomi się denerwowali. Wiem, że wiele osób płakało, kiedy w Iraku działo się coś poważanego.

Jak ich uspokajałeś?

Nie uspokajałem ich, po prostu do nich nie dzwoniłem.

To było dobre wyjście?

Nie wiem czy to jest dobre wyjście, ale kiedy jestem w pracy to nie dzwonię do mamy. Zadzwoniłem na Święta i wtedy wiedziałem mniej więcej, kiedy wracam do Polski. Powiedziałem, że to połowa stycznia.

Mama ogląda "Fakty"?

A jak myślisz? (śmiech)

Pierwszy Twój wyjazd w rejon konfliktu to był Irak (jeszcze w RMF FM), a później?

1998 - Irak
1998 - Bahrajn, operacja "Pustynny Lis"
1999 - Trzęsienie ziemi w Turcji
1999 - Trzęsienie ziemi na Tajwanie
2000 - Przewrót w Jugosławii
2001 - Po atakach na WTC, Pakistan
2003 - marzec, wojna w Iraku, sierpień - polska strefa i właśnie wróciłem.

Po rozpoczęciu inwazji na Irak, w marcu ubiegłego roku, natychmiast zostałeś wysłany w rejon konfliktu. Początkowo był to Kuwejt ze względu na brak irackiej wizy. Do Iraku w końcu dostałeś się nielegalnie. Czy to prawda?

Trzeba było złamać przepisy dla dobra news'a, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie (śmiech). Nie wszyscy amerykańscy dziennikarze zostali zabrani z armią amerykańską, więc to nie było żadne wyróżnienie, po prostu trzeba było mieć szczęście, albo dobre układy. Wszyscy ci, którzy starali się sobie jakoś radzić, próbowali dostać się do Iraku "na lewo".

Jak to wyglądało?

Dostaliśmy się tam dwa razy. Najpierw po prostu udało się nam przejechać granicę. Mieliśmy szczęście. Nikt nas nie przypilnował i przejechaliśmy. Za drugim razem jechaliśmy w cztery samochody. Ostatni samochód to byli jacyś Amerykanie, którzy się do nas "doczepili", pytając czy mogą za nami jechać. Pierwsze trzy samochody przejechały, a czwarty został zatrzymany. Tak znaleźliśmy się w Iraku.

A życie prywatne, kiedy?

Po godzinach pracy.

Ostatnio byłeś przecież ponad pięć miesięcy w pracy.

Tak, czyli przez te pięć miesięcy nie miałem czasu na życie prywatne.

7 kwietnia ubiegłego roku, przeżyliście chwile grozy, kiedy Marcin Firlej (TVN24) oraz Jacek Kaczmarek (Polskie Radio) zostali zatrzymani przez grupę uzbrojonych Irakijczyków. Nie myślałeś by wyjechać z Iraku?

Nie. Nie miałem powodu by wyjeżdżać z Iraku, dlaczego? Strasznie byliśmy wszyscy zdenerwowani. Ostatnią sceną, jaką ja widziałem, to był moment, kiedy usłyszeliśmy strzały i widziałem jak chłopaki klękają z podniesionymi do góry rękoma. Byłem przekonany, że ich więcej już nie zobaczę. Wydawało mi się, że strzały, które słyszałem, to były strzały do nich, po czym okazało się po chwili, że to były strzały oddane w moją stronę. Zaczęliśmy uciekać. Napięcie było ogromne, ale nie myślałem, aby wyjechać. Pamiętam, że Piotr Radziszewski nalegał bym wracał, ale powiedziałem, że nie dojechałem jeszcze do Bagdadu. Bagdad był w końcu najważniejszy.

Zmienił się Twój stosunek do niektórych spraw, do życia?

Takie rzeczy się zdarzają. To nie jest tak, że kiedy ktoś strzela to się nagle odechciewa. Robisz to nadal.

Codziennie słyszymy o kolejnych zamachach w Iraku. Kilku dziennikarzy zagranicznych nie żyje. Myślisz o tym czasami?

Za każdym razem, kiedy wyjeżdżam, myślę o tym, że mogę nie wrócić, ale widać nie jest to tak paraliżująca myśl, która miałaby mnie powstrzymać przed wejściem do samolotu.

W jakim stopniu kształt reportaży z Iraku zależy od Ciebie?

W 100%.

Nie zdarzają się takie sytuacje, kiedy materiał jest już w Warszawie i ktoś powie "To trzeba poprawić"?

Zdarzają się takie sytuacje, że czasami komuś coś się nie podoba: "to jest źle powiedziane, użyłeś brzydkiego sformułowania", "albo ten wątek jest niepotrzebny". Reguła jest taka, umawiamy rano, że materiał będzie o tym, o tym i o tym. Jeżeli się oczywiście nic nie dzieje w ciągu dnia, jeżeli się ten plan nie "sypnie". Wszystko jest oczywiście wcześniej konsultowane, rozmawiamy na ten temat, bądź wymieniamy się e-mail'ami. Niech to będzie temat "Irackie oddziały obrony cywilnej". Moim zdaniem trzeba to zrobić tak by pojechać do koszar, zapytać Irakijczyków, co oni na ten temat sądzą, popytać się samych żołnierzy.

No właśnie. W jaki sposób porozumiewasz się z nimi? Tam chyba nie każdy mówi po angielsku. Masz swojego tłumacza?

Mam świetnego tłumacza, jest nie tylko świetnym tłumaczem, ale też moim przyjacielem. Świetnie mówi po polsku, świetnie mówi po arabsku, jego matka jest Polką.

Oglądający Fakty widzi Cię live przez 30 sekund. Materiał przygotowywany jest przez cały dzień. Mógłbyś ten dzień opisać jak on wygląda z drugiej strony kamery?

Poprzedniego dnia wieczorem jest omawianie dnia kolejnego. Jeśli decyzja jest taka, że dobrze by było, aby Irak pojawił się na antenie, a nic się nie dzieje, mamy przygotowane takie tematy już wcześniej, do których zawsze można powrócić. Teraz już nie jest tak, że codziennie w Iraku dzieje się coś porywającego. Trzeba obmyślić jak ten materiał ma wyglądać, kto ma w nim być, wtedy wstajesz rano i zaczynasz realizować ten plan. Później wystarczy to tylko zmontować i wysłać do Warszawy.

Sam montujesz materiały?

Tak, zawsze. Jeśli trzeba to i sam robię zdjęcia.

Ile osób pracuje z Tobą w Iraku?

Dwie osoby. Reporter, producent, technik satelitarny w jednej osobie i operator.

1 września 2003 roku Tomasz Lis poprowadził specjalne wydanie Faktów z Bagdadu. W Iraku była kilkuosobowa ekipa Faktów m.in. Ty. Jak się Wam wspólnie pracowało?

Bardzo dobrze. Kiedy pracujemy w Warszawie, pracujemy w zupełnie innych warunkach. Tam się zmieniła cała rzeczywistość, ale skład został ten sam. Myślałem, że wszystko to będzie bardziej jak na wariackich papierach, ale okazało się, że nie. Wszystko było przemyślane, wymyślone, zrobione, przygotowane. Właściwie różniło się to tylko tym, że w Warszawie jest studio Faktów, a tam był meczet i palma.

Czy można powiedzieć, ze dziennikarze w Iraku to jedna wielka rodzina? Jak się Wam współpracuje ze sobą?

Irak to jest bardzo duży kraj i każdy znajdzie tam coś dla siebie (śmiech). Czasami jednak jest tak, że wszystkie ekipy są w tym samym miejscu i mamy prawie identyczne zdjęcia. Natomiast, jeśli chodzi o konflikty, to jest bardzo stresująca praca, każdy z nas, który tam jeździ, chce tę pracę wykonać jak najlepiej, co znaczy, że każdy z nas chce tę pracę wykonać lepiej niż ci, którzy tam są. Każdy walczy o to by zrobić jak najlepszy materiał. Czasami, nie podróżuje się komfortowo, za to emocjonująco!

A z żołnierzami jak się współpracuje?

Na początku denerwowało mnie to, że muszę pracować z żołnierzami. To było nietypowe zjawisko, normalnie pracuję się z "ludźmi", mam na myśli, z cywilami. Nie wiedziałem jak to będzie, ale muszę przyznać, że ludzie, którzy tam się znaleźli, to nie są przypadkowi ludzie, mówię o żołnierzach. W większości to są dobrzy spece w swojej dziedzinie, inteligentni, mądrzy, doświadczeni ludzie, z którymi bardzo dobrze się współpracowało. Wiele z tych osób, z którymi tam się zetknąłem ma mój numer telefonu, dzwonimy do siebie rozmawiając o wszystkim. Poznaliśmy się na zasadzie czegoś więcej niż tylko "Pan redaktor z telewizji" - "Pan, który ma powiedzieć coś przed kamerą".

Nie mieszkasz tam chyba w luksusowym hotelu. Warunki bywają ponoć koszmarne, jak to znosisz?

To prawda, ale znoszę je - nie lubię jak mi błoto wpada do butów. Nie lubię, kiedy od trzech tygodni chodzę w brudnych spodniach - właściwie mógłbym je wyprać, ale nie widzę w tym najmniejszego sensu tylko, dlatego że zaraz po tym jak je założę będą wyglądały dokładnie tak samo.

Zdarzyło Ci się spać pod gołym niebem?

Nie raz i nie dwa. Od czasu, kiedy jest polska strefa to nie, no chyba, że robiliśmy coś w nocy. Natomiast w czasie wojny praktycznie cały czas spałem pod gołym niebem. Dopiero, kiedy dojechałem do Bagdadu miałem hotel.

Jaki stosunek do Was, dziennikarzy, mają Irakijczycy?

Będę nieobiektywny. Zawsze będę bronić Irakijczyków, tych zwykłych ludzi, dlatego, że uważam, że to są normalni ludzie, tacy sami jak my. Mają dwie ręce i dwie nogi, chcą coś zjeść, chcą się napić, lubią sobie pogadać. Oni mają wiele podobnych przysłów do polskich, wiele podobnych zasad. Ci normalni Irakijczycy, z którymi masz do czynienia, to są zwykli ludzie. Nie można każdego Irakijczyka, tylko dlatego, że jest Irakijczykiem, uważać za potencjalnego zamachowca, terrorystę. Nie można ich też się nie bać. Naszym polskim dzieciom rodzice mówią "Nie bierz cukierków od nieznajomych". Należy się zastanowić zanim opowiesz komuś gdzie mieszkasz, gdzie jadasz i o której godzinie gdzie będziesz. Zastanawiasz się czy ta osoba nie wykorzysta tego przeciwko tobie. To jest tylko zdrowy rozsądek i pewne umiejętności, natomiast nie można popadać w paranoję.

Nie traktują Was jak intruzów?

Mnie zawsze pytają czy jestem Niemcem, podobno wyglądam jak Niemiec (śmiech). Dla Irakijczyków byliśmy swego rodzaju ewenementem, myślę, że brunetowi byłoby łatwiej, ponieważ bardziej wtapiałby się w tłum. Jest różnica w naszym wyglądzie, która powoduje pewną barierę, którą natomiast można łatwo przełamać jednym uśmiechem i odrobiną serdeczności. Z Irakijczykiem można załatwić wszystko. Namówić go, aby się wypowiedział przed kamerą, chociaż nie chce, albo żeby coś pokazał, być może opowiedział.

Najzabawniejsza sytuacja w Iraku...

Było ich pełno. Zabawne jest to, że najzabawniejszą sytuację znam tylko z opowiadań. Korespondenci Polskiego Radia przygotowali sobie identyfikatory, które nosili na szyi. Zdjęcie, logo radia itd. Na jednej stronie po arabsku na drugiej po angielsku, standardowa regułka dziennikarska, imię i nazwisko, redakcja. Jeden Irakijczyk podszedł do jednego z korespondentów, do Jacka Kaczmarka z Polskiego Radia i czyta to, co jest napisane po arabsku na jego identyfikatorze. "Jacek Kaczmarek?". Podchodzi do drugiego, do Michała Żakowskiego i czyta, "Jacek Kaczmarek?". Podchodzi do trzeciego i czyta, "Jacek Kaczmarek?". Okazało się, że Polskie Radio przepisując arabskie zdania, przepisało też imiona i nazwiska (śmiech).

Za trzy tygodnie, wypoczęty już wracasz do Iraku. Czego byś sobie życzył?

Życzyłbym sobie przede wszystkim by szybko wrócić. Całe szczęście, że to nie jest tak, że nie wiesz, kiedy wracasz. Data powrotu może się przesunąć trochę, ale nigdy nie jest tak, że nie wiem, kiedy wracam. Z tego co wiem, teraz mam jechać na półtora miesiąca. Nie można sobie niczego życzyć, aby nie zapeszyć.

A ludziom oglądającym Fakty?

Chyba tego, aby się nie musieli o nic martwić, aby to miało jakiś pozytywny wydźwięk. Ludzie są zmęczeni Irakiem. Ciągle coś wybucha, ciągle giną ludzie i wydaje się, że tam spokoju nie będzie, a to nie jest tak. Ostatnio, kiedy wyjeżdżałem z Bagdadu, miałem wrażenie, że to miasto wygląda jakoś inaczej. Znam to miasto od paru ładnych lat, byłem tam często, spędziłem tam dużo czasu i widziałem jak to miasto wyglądało przez ostatni okres. Siedzieliśmy u moich znajomych, szyby w oknach drżały. Pani Małgosia mówiła "A no tak, znowu coś wybuchło". Ostatnio, kiedy byłem w Bagdadzie, miałem wrażenie, że nie dzieje się absolutnie nic, miasto żyje swoim normalnym życiem, taki spokój w powietrzu.

Cisza przed burzą?

W Bagdadzie nie stało się na szczęście ostatnio nic bardzo złego i mam nadzieję, że to pierwsza oznaka normalizacji i oby tak było.

Przed wywiadem przyznałeś się, że odwiedziłeś kiedyś stronę tvnfakty.pl.

Nie raz i nie dwa. Kiedyś Ania Czerwińska mi powiedziała, że nasze zdjęcia są w Internecie i to było u was na stronie. Zaglądam na tą stronę, ale nie dlatego, że jestem żądny informacji o stacji. Czasami dobrze jest zobaczyć, czy to co robisz ma jakiekolwiek znaczenie, ponieważ kiedy stoisz przed kamerą nie wiesz tak naprawdę czy ktoś na ciebie patrzy. Wiesz, że siebie, swój wizerunek i swoje myśli gdzieś tam ślesz, ale nie wiesz czy to do kogokolwiek trafia i czy dla kogokolwiek ma to jakieś znaczenie - poza twoją rodzina i znajomymi - czy kogokolwiek to w ogóle obchodzi.

Wiesz, że ludzie z TVN również przeczytają ten wywiad?

Ojej... ale nie nagadałem bzdur? (śmiech).

4.02.2004 | Wywiad przeprowadził: Michał Kiński

Łukasz Ropczyński

Dodaj komentarz

Aby dodać komentarz, wypełnij poniższe pola. Każdy komentarz musi przejść proces weryfikacji.

Pola oznaczone * są wymagane.

Lista komentarzy

Lista dodanych komentarzy

NASZE WYWIADY
FAKTY TVN