Przez dalsze aktywne korzystanie ze Strony tvnfakty.pl i Forum bez zmian ustawień w zakresie prywatności, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Autora Strony i Zaufanych Partnerów, w szczególności na potrzeby wyświetlania reklam dopasowanych do Twoich zainteresowań i preferencji, tworzenia statystyk odwiedzin Strony i zapisywania postów na forum oraz komentarzy pod artykułami. Pamiętaj, że wyrażenie zgody jest dobrowolne a wyrażoną zgodę możesz w każdej chwili cofnąć. Poprzez dalsze korzystanie ze Strony i Forum, bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki, wyrażasz zgodę na zapisywanie plików cookies i podobnych technologii w Twoim urządzeniu końcowym oraz na korzystanie z informacji w nich zapisanych. Ustawienia w zakresie cookie możesz zawsze zmienić. Informacje na temat Administratora Danych Osobowych, swoich praw oraz danych jakie zbiera Strona i Forum znajdziesz w "Polityce Prywatności".
Polityka Prywatności i Regulamin    Jak wyłączyć cookies?

AKCEPTUJĘ

ODZIAŁY LOKALNE
Kraków
Łódź
Warszawa
Poznań
Toruń
Wrocław
Szczecin
Katowice
Gdańsk
Białystok
PARTNERZY
Prawnik dla firm, konsumentów i osób fizycznych
Kompleksowa obsługa instalatorów
Praktyczne warsztaty dla instalatorów!
Sklep Montersi.pl
SONDA
Czy będziesz oglądał nowy program Hotel Paradise w TVN7?

Tomasz Lis

Myślę, że moi reporterzy czytają gazety, a jak czytają gazety, to wiedzą, że trzeba być niespełna rozumu, żeby pójść teraz do Telewizji Polskiej, więc prawdę mówiąc, jeśli ktoś odejdzie, to znaczy, że jest niespełna rozumu, a jeśli jest niespełna rozumu to nie warto, żeby tutaj pracował (...) Tłumaczyłem, że praca w "Wiadomościach" jest czymś absolutnie kompromitującym - mówi Tomasz Lis w rozmowie z tvnfakty.pl.

Łukasz Ropczyński, tvnfakty.pl: Często Pan otrzymuje propozycje wywiadów?

Tomasz Lis: Tak, ale jak nie muszę, to nie udzielam. Bo nie lubię, a poza tym - już abstrahując od tego - tylko raz na jakiś czas mam poczucie, że mam coś świeżego do powiedzenia...

A od serwisów internetowych takie propozycje pojawiają się często?

Bardzo często, ale odmawiam.

To dlaczego zgodził się Pan akurat dla tvnfakty.pl?

Hmm... Spodobał mi się e-mail od Pana.

Był taki okres, że w czasopismach dla kobiet, był Pan często obecny...

Tak? Niech Pan mi powie, w których.

W wielu, w 2003, 2004 roku...

2003, 2004 to była trochę inna sytuacja, bo jeśli ja mam promocję książki na przykład, to wtedy mi zależy, przestaję wybrzydzać. Więc wtedy się proporcje odwracają i wtedy ja jestem trochę petentem, bo mi zależy, ale generalnie, jak nie muszę, to nie udzielam. Są takie osoby, które uważają, że istnieją i żyją, jeśli są w pismach. Najlepiej w kolorowych pismach. Ja należę do tej drugiej grupy, która uważa, że można istnieć absolutnie je ignorując.

Tomasz Lis pisze pozdrowienia dla czytelników tvnfakty.pl (fot. Ł. Ropczyński, tvnfakty.pl)

Za kilka dni pewnie znów zacznie Pan się pojawiać na okładkach czasopism. Zbliża się premiera nowej książki.

Za dwa tygodnie, nawet mniej, niż dwa tygodnie, na początku października.

Dlaczego warto tę książkę przeczytać?

Bo jest ciekawa. Tak sądzę. Wczoraj dostałem pierwszy egzemplarz i sobie to przeczytałem. To jest taki moment, kiedy tak naprawdę już po napisaniu książki człowiek całkowicie traci do tego dystans, ale nie traci dystansu w tym sensie, że zachłystuje się sobą i tym, co napisał, tylko w tym, że kompletnie już nie jest w stanie tego ocenić. Zawsze tak jest po książce, że jestem w punkcie, w którym nie jestem w stanie wartości tego ocenić. Czy to jest mądre, czy głupie, czy to jest dobrze napisane, czy źle... Już tym momencie się całkowicie poddaję wyrokowi czytelników.

Czy znów będzie taka trasa po Polsce, jak przy okazji "Co z tą Polską"?

Nie, nie... Chyba, że mnie z pracy wyrzucą. Oczywiście żartuję.

A czy od tego pamiętnego 11 lutego dostał Pan jakieś propozycje z TVN-u?

To akurat jest jedno z serii pytań, na które się nigdy nie odpowiada.

Prezes Walter mówił ostatnio, że taki powrót byłby możliwy.

Prezes Walter powiedział, że taki powrót byłby bardzo trudny...

Ale możliwy...

Ja lubię mówić o konkretach, a konkret to jest to, co się stało, a nie to, co mogłoby się stać.

Kiedyś powiedział Pan, że już nigdy nie będzie prowadził programu informacyjnego. Dlaczego? To byłby krok w tył w Pańskie karierze?

Nie, ja to kochałem... Był taki czas, to trwało parę lat, kiedy miałem poczucie, że mógłbym to robić spokojnie dwadzieścia lat albo i dłużej, ale kiedy odszedłem z TVN-u miałem poczucie, że nie, że stop, że to byłoby trochę, jak ściganie się z samym sobą i prawdę mówiąc praca w zarządzie tutaj byłaby kompletną abstrakcją, gdybym prowadził codziennie program informacyjny. Po drugie "Wydarzenia" mają fantastyczną prowadzącą. Po trzecie w ramach podejmowania całkowicie nowego wyzwania chciałem też spróbować czegoś zupełnie innego. Więc to krzesło prowadzącego już było dość wygodne, nie w sensie prowadzącego "Fakty", ale w ogóle i chciałem spróbować sił w programie publicystycznym. I jestem zadowolony, bo to jednak jest inne wyzwanie, inne doświadczenie i inna wiedza.

Gabinet Tomasza Lisa w siedzibie Polsatu (fot. Ł. Ropczyński, tvnfakty.pl)

Odnośnie Pańskiego programu. Pan mówił, że on będzie się jeszcze zmieniał w swojej formule.

Ja cały czas planuję pewne zmiany, tylko rzeczywistość polityczna, która gdzieś tam spada nam wszystkim na głowę, a prowadzącym takie programy spada bardzo, powoduje, że nie za bardzo jest czas, żeby myśleć o formie, ponieważ trzeba walczyć o gości...

Odmawiają Panu?

Czasem odmawiają, czasem mówią, że później, czasem - bardzo często - mówią, że tak, ale nie z tym i z tym gościem. Często jest tak, że jeden mówi "tak", drugi mówi "tak", ale obaj mówią, że nie ze sobą. Więc trzeba tą układankę robić. Podejrzewam, że dokładnie takie same problemy mają koleżanki i koledzy prowadzący inne programy, no ale jakoś sobie radzę i nie narzekam.

Dlaczego Pan zrezygnował z tego powitania z publicznością?

Bo wydawało mi się na początku oryginalne, a po pewnym czasie zaczęło mi się wydawać pretensjonalne i traciłem za dużo czasu.

Pamiętam, jak przewodniczący Giertych i Lepper w jednym z programów zaczęli to naśladować.

Tak, ale to akurat było niebanalne, było dość zabawne, ale na dłuższą metę powtarzanie dokładnie tych samych gestów, w tej samej formie, w tym samym czasie, w takiej samej sekwencji znudziło mi się. Uważam, że to nie jest potrzebne.

Spotyka się Pan z naciskami ze strony polityków?

Myślę, że politycy - teraz sobie pochlebię - dobrze wiedzą, że to jest absolutna strata czasu.

Czy Pan łączy w jakiś sposób te kary - milion złotych dla Polsatu w ostatnim czasie - z Pańskim programem i z atakami na ekipę rządzącą?

Powiedzmy tak - na pewno tego nie rozłączam.

A jak to się komentowało w Polsacie?

Wolę mówić w swoim imieniu niż Polsatu, ale też w rozmowach z koleżankami i kolegami raczej to łączono niż rozłączano.

Szef nic nie mówił na ten temat?

Jak szef coś mówi albo nie mówi, to na pewno nie będę o tym mówił publicznie.

Odnośnie programów informacyjnych. Dlaczego Pan pozwolił odejść Kubie Sobieniowskiemu? Najpierw za Panem przyszedł, potem odszedł. Co się stało?

Miał tam lepsze warunki. Nie pytałem go już bardzo, bardzo precyzyjnie, ale wiem...

Gabinet Tomasza Lisa w siedzibie Polsatu (fot. Ł. Ropczyński, tvnfakty.pl)

Często miał "jedynki"...

Często miał "jedynki", ale też często robił "ósemki". Był jednym z bardzo dobrych, jednym z najlepszych reporterów i oczywiście wolałbym, żeby tu został, ale ja myślę, że jestem całkiem niezły w tworzeniu i kreowaniu nowych twarzy. Znowu sobie pochlebię. Jakby Pan dzisiaj stworzył listę dziesięciu najlepszych reporterów telewizyjnych w tym kraju to zastanawiam się, czy byłby tam nazwisko człowieka, który nie wyszedł spod mojej ręki. A skoro się udało z dziesięcioma, to może i uda się z dwudziestoma.

Ale to wymaga czasu, budowania od podstaw.

Niekoniecznie od podstaw. Bierze się kogoś z radia, po trzech miesiącach jest bardzo sprawny.

Na przykład tak jak Mikołaj Jankowski?

Na przykład, który robił właśnie "ósemki" i "dziewiątki", a dzisiaj robi "dwójki" i "trójki".

Ma Pan jeszcze na oku kogoś z radia?

Mam jeszcze na oku parę osób, ale nazwisk też oczywiście nie będę zdradzał.

Ostatnio "Dziennik" donosił, że "Wiadomości" TVP starają się Panu podkupić czołowych reporterów.

Nie tylko reporterów. Starają się.

Jak Pan chce ich zatrzymać?

Myślę, że moi reporterzy czytają gazety, a jak czytają gazety, to wiedzą, że trzeba być niespełna rozumu, żeby pójść teraz do Telewizji Polskiej, więc prawdę mówiąc, jeśli ktoś odejdzie, to znaczy, że jest niespełna rozumu, a jeśli jest niespełna rozumu to nie warto, żeby tutaj pracował.

Czyli niespełna rozumu jest Mikołaj Kunica?

To była zupełnie inna sytuacja, bo z tego, co wiem Mikołaj Kunica miał personalny konflikt z określoną osobą, nie był w stanie z nią współpracować, więc zdecydował się na pójście tą droga, która była otwarta. I tak zrobił. Tyle.

Przez sześć lat tłumaczył Pan swoim reporterom, że "Wiadomości" są złe...

Ja tłumaczyłem, że "Wiadomości" są nie tylko złe. Tłumaczyłem, że praca w "Wiadomościach" jest czymś absolutnie kompromitującym, ponieważ nie jest to program informacyjny, tylko propagandowy i dezinformacyjny. Natomiast wtedy, kiedy Mikołaj Kunica tam przechodził prezesem był Jan Dworak i była to najbardziej niezależna telewizja publiczna, jaką ja widziałem w ciągu ostatnich siedemnastu lat.

Czy będzie się Pan starał pozyskać nowych prowadzących dla "Wydarzeń"?

Z prowadzącymi na pewno jest ciężej niż z reporterami, bo tu już trzeba naprawdę wielu lat doświadczenia, ale też mam kogoś na oku, kto mógłby nambardzo pomóc w weekendy. Nazwiska oczywiście nie podam.

Z konkurencji, z TVN-u?

Nie.

A czemu Hanna Smoktunowicz nie mogła pracować razem z Dorotą Gawryluk? Miałby Pan wtedy dwie gwiazdy w "Wydarzeniach".

Dorota Gawryluk pokazuje jaką jest gwiazdą. Prowadziła program o podobnie do innego programu brzmiącym tytule "A dobro Polski" i tam tydzień w tydzień pokazywała, że odpowiada głównie na pytanie "A dobro PiS-u?". Więc jakby potwierdza po dwóch latach słuszność decyzji, którą podjąłem dwa lata temu. A teraz odpowiadając precyzyjnie na pana pytanie. Anchor w programie informacyjnym może być tylko jeden, bo numer jeden może być tylko jeden, bo w normalnej telewizji, profesjonalnej telewizji nie może być prowadzącym ktoś, kto nie zna żadnego języka obcego, nie może być ktoś, kto jest nieoczytany, nie może być ktoś, kto nie zna świata, nie może być ktoś, kto nie ma doświadczeń dających szanse na rywalizowanie z konkurencją. Poza tym - brutalnie - nowy program, nowa nazwa, nowa grafika, nowe studio, musi być nowy prowadzący. Czyjaś twarz kojarzyła się przecież ludziom z czymś, co było tutaj na antenie wcześniej, co było kompletną porażką.

Czy widzi Pan w Polsce swoich następców, kolejnych anchorów?

Myślę, że odpowiadając na to pytanie z założenia jestem ostatni na liście obiektywnych. Najlepiej jakbym na to pytanie w ogóle nie odpowiadał.

A jak Pan ocenia "Fakty" obecnie pod dowodzeniem Kamila Durczoka?

Kiedyś pozycja "Faktów" wynikała z siły "Faktów" i tego, co w nich było. Dzisiaj w niepomiernie większym stopniu siła "Faktow" wynika z siły TVN. Jeśli się spojrzy na to z jakiego pułapu każdego dnia startowały "Fakty", to startowaliśmy z 14-15% udziałów. Za moich czasów wyciągaliśmy to bardzo często na 30%-35% udziałów. Dzisiaj punkt startu jest 28%, lądowanie na poziomie 32-33%. Więc punkt dojścia jest taki sam, ale punkt startu jest zupełnie inny. Ta stacja dzisiaj jest nieporównanie mocniejsza niż 2-3 lata temu. Jest to jeden z dwóch najlepszych programów informacyjnych w Polsce, piękne studio, świetna grafika, bardzo wielu dobrych reporterów, natomiast szczerze - no jak już rozmawiamy, to powiem szczerze - ja nie widzę w "Faktach" impetu, który widziałem w nich trzy, cztery, pięć lat temu. Impetu, który się podkreślało co chwilę "Faktami" z Moskwy, Bagdadu, Nowego Jorku, Waszyngtonu, Brukseli, Kopenhagi, Rzymu, Berlina, Pragi, Bratysławy. Było chyba 35 takich wyjazdowych wydań. Uwielbialiśmy te wyjazdy, bo dawało nam poczucie identyfikacji i poczucie, że robimy coś innego, większego niż wszyscy inni. Więc dzisiaj "Fakty" to jest profesjonalny program, ale kiedyś to "Fakty" pracowały w większym stopniu na całą stację, dziś to cała stacja oddaje w pewnym sensie "Faktom" i pracuje na "Fakty". Dziś jest nieskończenie łatwiej. Warto też jest zwrócić uwagę, że "Fakty" są dzisiaj jedynym programem we wszystkich telewizjach w Polsce przed którym nie ma bloku reklamowego, co szczerze mówiąc poczytuję sobie za spory sukces, bo to ze strachu przed "Wydarzeniami".

"Wydarzenia" mają jakiś pomysł, żeby dogonić "Fakty" pod względem oglądalności?

Prawdę mówiąc ostatnio to nam wsadzono pogodę przed "Wydarzenia", co niekoniecznie wzbudziło mój entuzjazm. To efektywnie wydłużyło break przed "Wydarzeniami" do sześciu minut. Niech pan zerowy break przed "Faktami" powiększy do sześciu minut, a break przed "Wydarzeniami" skasuje do zera i dzień w dzień "Fakty" byłyby pobite. Nawiązując trochę do tego, o czym mówiłem odpowiadając na poprzednie pytanie, niestety nie można abstrahować od siły stacji. Dzisiaj w natarciu jest TVN, trudno to ukryć. W tej chwili w Polsacie programem numer jeden, jeśli chodzi o udziały w rynku, w tym sezonie jest "Co z tą Polską", programem numer dwa są "Wydarzenia", ale ja nie mogę przeskoczyć poprzeczki zawieszonej na 5,95 w sytuacji, kiedy my często startujemy z 9-10% udziałów, bo na takim poziomie kończy się program przed nami. W tym samym czasie "Fakty" zaczynają na 28% udziałów. Krótko mówiąc ścigamy się na 100 metrów, tylko ja mam kulę u nogi i mój przeciwnik już jest na czterdziestym metrze. Umiarkowane szanse na rywalizację.

Ale Pan jest dyrektorem programowym...

To są decyzję, które są podejmowane kolegialnie albo jednoosobowo, ale nie przeze mnie. Natomiast ja uważam, że w sensie zawartości "Wydarzenia" są przynajmniej na tym samym poziomie, co "Fakty".

Bilboard promujący program Tomasza Lisa (fot. Ł. Ropczyński, tvnfakty.pl)

Nie jest Panu przykro, że przez tyle lat ciężko budował Pan niezależność i wiarygodność "Faktów", a teraz prowadzi je człowiek, który był główną twarzą "Wiadomości" Roberta Kwiatkowskiego?

Nie chcę być hipokrytą, chcę z panem rozmawiać szczerze, więc naprawdę nie spędza mi to snu z powiek, ale w momencie, w którym się o tym dowiedziałem, uznałem to nie za ironię, ale szyderstwo losu.

Uważa Pan Kamila Durczoka za obiektywnego i niezależnego dziennikarza?

Uważam, że w życiu dziennikarza są momenty próby, kiedy na szali się kładzie bardzo dużo albo wszystko. Nie chcę go recenzować, ale "Fakty" były budowane na kontrze do "Wiadomości". Na kontrze także w tym sensie, że były programem niezależnym, a "Wiadomości" były programem totalnie zależnym i - może odpowiadając nie wprost - czy ja byłbym w stanie w tamtych "Wiadomościach" Roberta Kwiatkowskiego prowadzić? Ani jednego dnia. To jest odpowiedź. Ale z drugiej strony jest parę istotniejszych rzeczy niż ta rywalizacja. Chciałbym, żeby ten program, tutaj się rozwijał, a jak myślę o "Faktach" to raczej przede wszystkim mam poczucie satysfakcji. Pewien model programów informacyjnego, który - umówmy się - na początku był wyśmiewany, zatriumfował. Na początku były szydercze, drwiące, kpiące komentarze. Nikt tego nie pamięta dzisiaj, a tak było. Amerykański dziennik, nowa formuła, no i co? I to jakoś zwyciężyło w skali j ednego programu i myślę, że ta formuła zdominowała cały rynek. Ja się bardzo śmieję, jak nieraz - to już najgłupsze, co czasem słyszę - że "Wydarzenia" to są kopią "Faktów". To rozumiem, że sam siebie kopiuję? To chyba nie jest naruszenie czyichś praw autorskich, co najwyżej moich własnych.

W najnowszym sondażu popularności prezenterów Kamil Durczok Pana wyprzedza. Jak Pan to skomentuje?

Ja od trzech lat nie jestem prezenterem, więc nie wiem, w ogóle jak mogłem się znaleźć w takim sondażu. Ja od prawie trzech lat nie wykonuję tej pracy. A który byłem w tym sondażu?

Drugi.

No to myślę, że drugie miejsce w sondażu prowadzących, w sytuacji, kiedy od prawie trzech lat nie jest się już prowadzącym, to fantastyczny wynik. Niektórzy powinni się zastanowić, którzy byliby w sondażach po trzech latach nie prowadzenia programu. Nie narzekam. Tak naprawdę bardzo mnie pan ucieszył.

W "Nie tylko Fakty" Pan się bardzo krytycznie wypowiadał o TVN24...

Nieprawda. Pozwoliłem sobie na kilka złośliwości. W sprawie TVN 24 w ciągu paru lat zmieniłem zdanie.

Dlaczego Pan zmienił zdanie?

Bo dzisiaj prawdę mówiąc jest to moja ulubiona telewizja. To znaczy, to jest telewizja, którą nie powiem, że oglądam na okrągło, ale są dni, kiedy podejrzewam, że dwie, trzy godziny spędzałem oglądając TVN24, jest to stałe źródło informacji, coś na absolutnie europejskim i światowym poziomie. Jak się patrzy na studio, jak się patrzy na grafikę, jak się patrzy na wyposażenie techniczne, to fantastyczna praca została wykonana - ukłony przed ludźmi, którzy to stworzyli. Może mnie niektóre rzeczy drażnią, ale to są drobiazgi na tle tego wszystkiego, co tam doceniam. To znaczy mega robota i - wie pan - jak tak czasami jeżdżę po świecie i sobie przelatuję po kanałach i znajduję kanał informacyjny w innych krajach, to widzę, że TVN24, to naprawdę jest Zachód. Gdyby tak inne sfery życia w Polsce były tak blisko zachodu jak TVN24, który jest często lepszy niż ta stacja całodobowa w Niemczech, niż kanał całodobowy w Paryżu. Naprawdę. Czego brakuje TVN24? Według mnie starszych dziennikarzy, czasem się śmieję, że tam już chyba przed maturą przyjmują, ale to akurat jest kwestia pewnej luki pokoleniowej. Gdy ja zaczynałem, gdy my przychodziliśmy to była właściwie spalona ziemia i potem jedno pokolenie dziennikarzy się narodziło, ale Ci ludzie przeszli do innych programów, więc cały czas jest tak naprawdę dla młodego człowieka, ambitnego możliwości są nieograniczone. Bo dzisiaj dwudziestoczterolatek, zdolny, znający języki, pracowity, zostanie - będę się upierał - przyjęty z otwartymi rękami przez każdą z dużych stacji telewizyjnych, a po dwóch, trzech latach jest w stanie zrobić bajeczną karierę. Jest na pewno trudniej niż wtedy, kiedy ja zaczynałem szesnaście lat temu, ale uważam, że wciąż jest nieporównanie łatwiej niż na zachodzie, gdzie żeby zostać research'erem w CNN trzeba uczestniczyć w gigantycznej rywalizacji.

Nie obawia się Pan, że z powodu swojej niezależności znów może stracić pracę?

Wie pan, to jest zawsze możliwe. Niezależność to nie jest pies, którego się prowadzi na smyczy, tej smyczy nie można ściągnąć, nie można popuścić. Jak się ją w sobie ma, to siłą rzeczy zdarzają się sytuacje kłopotliwe, ale prawdę mówiąc w zasadzie zawsze mi się to opłacało. Niektórzy momentami mieli łatwiej niż ja, ale nikt tego kręgosłupa definitywnie mi nie złamał, a myślę, że w tym zawodzie gdzieś na końcu liczy się to, jakie mamy nazwisko, jakie mamy twarze, czy się nas za naszą niezależność szanuje, czy nie. To może w konkursach piękności czy popularności jest niezauważone, ale gdzieś tam w jakimś tam wewnątrzśrodowiskowym rankingu jest jak najbardziej zauważalne. Dziennikarze wiedzą, kto nie daje ciała, kto jest niezależny, a kto jest świnią do kupienia.

Wyobraża Pan sobie inne miejsce pracy niż telewizja? Już następnej telewizji nie ma, jak nie Polsat...?

Są poprzednie telewizje, za chwilę się stworzy następna telewizja.

Ale ogólnopolskich, dużych kanałów, do których Pan by mógł wrócić raczej nie ma.

Jest pan pewien?

Wątpię, żeby Pan chciał pracować w TVP.

Nie, to jest wykluczone, ale szczerze wracając do głównego pytania tak - absolutnie wyobrażam sobie pracę poza telewizją.

To prawda, że Pan dostał ofertę z "Gazety Wyborczej"?

Nie, nieprawda.

Taka plotka pojawiła się na wakacjach.

Tak, pojawiła się. Tak samo nieprawdą jest, że prowadziłem rozmowy z Murdoch'em, uprzedzam ewentualne następne pytanie. Tak, wyobrażam sobie pracę poza telewizją. Powiem panu więcej, gdyby nie potrzeba pewnej niezależności finansowej, to z pracy w telewizji zrezygnowałbym jutro.

Dlaczego?

Dlatego, że absolutnie wyobrażam sobie - gdyby to było finansowo możliwe, żeby utrzymać pewien poziom życia - wyobrażam sobie życie z pisania, na przykład książek, artykułów, felietonów, patrzenia na to wszystko z wielkiego dystansu. Dzisiaj telewizja i nie jest potrzebna do życia, dzisiaj telewizja mi jest potrzebna do przeżycia, a to jest trochę coś innego, co nie znaczy, że mnie ta praca znudziła. Każdy program jest dla mnie ważny, podchodzę do tego z pasją, kocham tę pracę, ale pytanie padło "czy wyobraża pan sobie pracę poza telewizją", parę lat temu odpowiedziałbym - nie, a dzisiaj odpowiadam absolutnie - tak.

Kilka miesięcy temu przepraszał Pan Jarosława Kaczyńskiego...

Za błąd.

Ale czemu w "Wydarzeniach", a nie w "Co z tą Polską"?

Bo było gorąco i wolałem mieć to z głowy, a nie czekać 6 dni, aż mojej głowy już nie będzie.

To była wyłącznie Pana inicjatywa?

Wyłącznie moja. Najświętsze słowo honoru, gdyby ktoś mi kazał, to byłby z tym problem, ale nikt mi tego nie kazał, to mój błąd w ferworze dyskusji. Zresztą przeprosinom, jeśli ktoś dobrze usłyszał, towarzyszył bardzo złośliwy i szyderczy komentarz. Natomiast ja nie mam absolutnie żadnego problemu, że przepraszam polityka, czy kolegę dziennikarza, bo i tak się zdarzało, jeśli polemizując, na przykład przekłamię stanowisko, opinię kogoś, to nie widzę w tym problemu, a sytuacja była - między nami, a jaskiniowcami - to był moment kiedy tuż po słowach Kaczyńskiego na konferencji prasowej wszyscy dziennikarze w tym mieście przesyłali sobie SMS-y, że właśnie Lis wyleciał z Polsatu, co było oczywiście nieprawdą, jak w wielu innych wypadkach, wiele innych bzdur powtarzanych w tym mieście, ale wolałem spuścić powietrze z balonika zanim pęknie.

Czy uważa Pan, że KRRiTV jest w Polsce potrzebna?

W takim kształcie, w takim składzie personalnym absolutnie nie. Jest nie tylko niepotrzebna, jest szkodliwa.

A czy przyjąłby Pan zaproszenie do programu Kuby Wojewódzkiego?

Dlaczego pan pyta w trybie warunkowym? Byłem u Kuby Wojewódzkiego parę miesięcy temu. Ja nie wiem, czy to nie byłoby zbyt częste, ale bardzo lubię Kubę, szczerze mówiąc myślę, że z wzajemnością, więc jakby on uznał, że ta częstotliwość tego nie jest zbyt duża, to na pewno byśmy o tym pogadali i bym tego nie wykluczał.

Co uważa Pan za największy błąd swojego życia?

Nie odpowiem na to pytanie, ale znam odpowiedź na nie.

Co pan sądzi o serwisie tvnfakty.pl? Polsat się takiego nie doczekał jeszcze.

Takich fanów Polsat najwyraźniej nie ma. Czasem ktoś rzuca, że jest jakaś informacja na przykład o TVN na tej stronie internetowej, więc wtedy wchodzę i staram się to sam przeczytać.

Mógłby Pan napisać pozdrowienia dla naszych czytelników?

No pewnie :)

Łukasz Ropczyński

Dodaj komentarz

Aby dodać komentarz, wypełnij poniższe pola. Każdy komentarz musi przejść proces weryfikacji.

Pola oznaczone * są wymagane.

Lista komentarzy

Lista dodanych komentarzy

NASZE WYWIADY
FAKTY TVN